Pierwsze wspinanie w Tatrach – ważny moment w życiu, że tak powiem 😉 Jeden się zniechęci, drugi złapie bakcyla ale każdy pamięta. W moim przypadku „pierwszy raz” wyglądał następująco…
W życiu starzejącego się wspinacza skałkowego przychodzi taki moment, że ciągnie go w Tatry. Podobno to naturalne Tatry, oprócz poważnych i wymagających dróg wspinaczkowych, na szczęście oferują także lajtowe przejścia, które co prawda nie pozwalają brylować w towarzystwie ekstremalnymi osiągnięciami łojanckimi, ale za to pozwalają całkiem legalnie popatrzeć na znane miejsca z innej perspektywy oraz pogimnastykować się delikatnie. Taki charakter mają bardzo popularne kursowe drogi na zachodniej ścianie Kościelca – Załupa H oraz Gnojek. Dwie drogi logicznie układają się w fajną trasę na szczyt.
Mimo tego, że do tej pory wspinałem się tylko po obitych drogach skałkowych pod Krakowem, kiedy Hammet zaproponował mi wypad w Tatry, nie zastanawiałem się długo. I tak w sobotni poranek, z małym poślizgiem wystartowaliśmy do Zakopanego. Pogoda co prawda była dosyć wątpliwa, ale wierząc prognozom zostawiliśmy membrany w samochodzie. Start o 9.30 z Kuźnic, o 12.00 byliśmy pod ścianą. Podchodząc do sprawy ambitnie, Hammet wystartował w sąsiadującą z Załupą drogę piątkową, Patrzykont.
Pierwsze metry Patrzykonta
Niestety pod koniec pierwszego wyciągu nastąpił wycof z powodu trudności, jak się potem okazało droga ostro trawersuje w lewo, prowadzący zaś poszedł w kierunku Załupy. Efektem tego w Załupę wbiliśmy się dopiero ok. 13.30. Stanęło na tym, że ja będę prowadził, czemu nie. Kości i friendy, owszem, kiedyś widziałem Ale jak się okazuje, wszystko jest dla ludzi. Droga bardzo łatwa, więc warunki idealne do poćwiczenia zakładania przelotów.
Drugi wyciąg, pogoda się poprawia
Droga na prawie całej długości prowadzi połogą płytą, przyczepność na granicie znakomita, ale mimo wszystko nogi trochę dostają w kość.
W trzecim wyciągu
Ostatnie wyciągi są nieprzyjemne – sporo kryszyzny, luźne kamienie. Trzeba uważać, żeby nie zrzucić czegoś prowadząc. Wyłazimy na wypłaszczenie pod przełęczą między Kościelcami, zwijamy linę i podchodzimy pod Gnojka.
Trawers pod Gnojka
Prowadzenie 6 wyciągów na początek mi zupełnie wystarczy, więc zmieniam się z Hammetem, tym bardziej że ta droga przedstawia nieco większe trudności a ja w zakładaniu przelotów za mocny się nie czuję.
Hammet na półce pod Gnojkiem
Droga co prawda niezbyt długa, ale za to bardziej urozmaicona i ciekawsza niż Załupa.
Na pierwszych metrach Gnojka
Szybko robimy pierwszy wyciąg, niestety kolejny raz tego dnia szpej leci na dół. O ile strata ekspresa nie jest dużą tragedią, to zgubienie frienda już bardziej boli. Na szczęście zatrzymuje się dosyć blisko, więc Hammet postanawia zjechać po niego.
Zjazd po zgubę
Ja w między czasie kibluję przy stanowisku i obserwuję chmury, spada kilka kropel deszczu, na szczęście tylko kilka. Biorąc pod uwagę że kurtek nie wzięliśmy, zlewa nie była by wskazana.
Bee loć?
Po powrocie Hammeta ruszamy dalej.
Dalsze wyciągi to bardzo sympatyczne i niezbyt trudne wspinanie
Ostatnie metry wyprowadzają na żebro, stąd roztacza się fenomenalny widok na ściany Kościelca, robi się luft i jest znakomicie. Wyłazimy na trawki pod szczytem, potem na sam szczyt i można wreszcie zdjąć buty wspinaczkowe, po 8 godzinach w ścianie. Wielka ulga dla stóp. Robimy szybki przepak, podjadamy coś i jeszcze pamiątkowa fotka.
Wyłażąc na szczyt od strony Zadniego Kościelca chyba trochę wystraszyłem dziewczynę, która właśnie tam właziła od strony szlaku. Wraz z jej drugą koleżanką, w miłym towarzystwie złazimy na Karb, skąd dziewczęta udają się na Kasprowy. My w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego, potem z Hali Jaworzynką do Kuźnic i po 20 meldujemy się w samochodzie.
Reszta zdjęć tutaj, niestety z małpki
http://picasaweb.google.pl/m.semow/ZaUpaHGnojek#