Początkiem grudnia 2020 r., korzystając z pięknych prognoz pogody, wybraliśmy się z Tomkiem Szewczykiem na „Setkę” na Zadnim Kościelcu, czyli drogę oznaczoną numerem 100 w przewodniku Witolda Henryka Paryskiego. Drogi z lata nie znałem (choć chciałem się wybrać latem aby ją obejrzeć pod kątem zimy, niestety w tym sezonie zabrakło już czasu), dodatkowo trafiliśmy na niezbyt korzystne warunki śniegowe – co rzutuje w pewien sposób na wrażenia. Śniegu było ogólnie bardzo mało, w większości był to świeży, nie związany opad sprzed trzech dni. Chciałbym pozostawić trochę informacji praktycznych dla chętnych na zimowe przejścia, bo choć droga wydaje się celem popularnym, tych jest niezbyt dużo.
Topo, szpej, podejście i zejście
Do dyspozycji mamy dwa bardzo dobre schematy, które różnią się detalami. Mowa oczywiście o opracowaniach z „Topografii…” (Kardaś/Święcicki) i „Kościelców” (Kiełkowski). W „Kardasiu” pierwsze stanowisko oznaczone zostało numerem „2”, co wprowadza nieco zamieszania, z kolei w „Kiełkowskim” na pierwszym wyciągu, przy drugim ringu widoczne jest oznaczenie trudności „V”. Reasumując – oba są ok.
Szpej na drodze wystarczy nam w standardowym zimowym (młotek i haki!) zestawie. Igły do traw możemy zostawić w domu – wbiłem jedną w trawnikach przed siodełkiem, gdzie jest łatwo a i trochę skały wystaje. Warto zwrócić uwagę na stałe punkty (ringi wklejane), które pojawiają się w kilku miejscach na drodze.
Podejście pod drogę, jak na Halę Gąsienicową jest dosyć długie. Istnieje wiele wariantów podejścia, ze względów lawinowych i z punktu widzenia odległości, opcja dojścia Kościelcową Grzędą wydaje się być niezła. Ze szlaku na Zawrat odbijamy w okolicach progu Dolinki Zmarzłej, kierując się początkowo w stronę Kotła Kościelcowego, by w korzystnym miejscu wdrapać się na Grzędę i jej grzbietem udać w stronę wschodniego żebra Zadniego Kościelca. Start drogi jest dosyć łatwy do zlokalizowania – jest do depresja, na skale można też odczytać niewielki napis „100”.
Zejście również nie jest trywialne – drogę kończymy tuż pod szczytem Zadniego Kościelca. Patrząc stąd w kierunku zachodnim, widzimy żlebik, którym w trudnościach turystycznych dotrzemy do podstawy „headwalla” Zadniego Kościelca, skąd wtrawersujemy na Przełęcz Kościelcową. Żleb spadający stąd ma płytowy charakter, przy małej ilości śniegu możemy trafić na stałe punkty (spity) pomocne w razie zalodzenia. Przy większej ilości śniegu całe zejście do podstawy zachodniej ściany Kościelca jest niebezpieczne pod względem lawinowym.
Wspinanie
Zabawa zaczyna się od pierwszego wyciągu. W orientacji bardzo pomagają jasne plamy obrywów – na schemacie Kiełkowskiego są zaznaczone oba. Odbicie w płytę w prawo poznamy po lokalizacji drugiego i trzeciego ringa. Powyżej trzeciego ringa mamy dwie opcje – bądź podążamy za schematem do stanowiska po prawej stronie, bądź odbijamy lekko w lewo (hak) i przez dwie przewieszki wdrapujemy się półkę z hakiem widocznym na schemacie Kardasia. Druga opcja co prawda może wykraczać ponad IV+, ale zimowo wydaje się przyjemniejsza – alternatywą jest drapanie po tarciowych płytach.
Pokonawszy przewieszki, pierwsze stanowisko możemy założyć w środku drugiego wyciągu i kolejną długością liny dotrzeć na Siodełko. Stąd, fajnie urzeźbionym ostrzem filara wdrapujemy się kilka metrów do góry. W zimowych warunkach alternatywa obejścia ścianek wariantem po prawej wygląda bardzo sensownie. W ten sposób szybko osiągamy Przełączkę – jest to miejsce, w którym startuje zjazd skialpinistyczny Kominem Drewnowskiego.
Z Przełączki zaczyna się druga część drogi – trzy wyciągi przedzielone łatwiejszym terenem, z możliwością przeniesienia stanowiska. Trudności na nich nie są ciągowe, są to miejsca z dobrą asekuracją, w tym stałymi punktami (ringi). Przewieszka wymaga fajnego poskładania się, przydaje się też klinowanie rąk i nóg. Czarna Ścianka to krótki, ale ciekawy pasaż drytoolowy w pionie. Po pokonaniu Czarnego Uskoku warto założyć stanowisko na przełamaniu filara, skąd będziemy mieli jakieś 20 metrów do grani szczytowej łatwym terenem. Można te wyciągi połączyć, jednak trzeba się liczyć z dużym tarciem. Podobnie w przypadku rezygnacji z przenoszenia stanowisk na poprzednich wyciągach.
Setka zimą jest drogą trudną, w tym sensie że nominalne trudności letnich wycen nie do końca oddają to z czym musimy zmierzyć się zimą. Przechodząc w odstępie kilku dni m.in. piątkowe warianty na Środkowym Żebrze, Klisia, Prawego Niemca na Czubie i WHP 100, muszę przyznać „czwórki” z Setki co najmniej podobnej trudności. Przypominam, że to jest subiektywna opinia, dodatkowo akurat na Setce warunki mieliśmy najmniej korzystne. Niezależnie od tego (albo – tym bardziej?) warto się wstawić, przygoda fajna a renoma drogi dodaje pikanterii.
Instruktor Narciarstwa Wysokogórskiego Polskiego Związku Alpinizmu
Zawodowo zajmuje się szkoleniem z zakresu narciarstwa wysokogórskiego i zimowej turystyki wysokogórskiej. Wspinacz z wieloletnim doświadczeniem, pasjonat skialpinizmu i tematyki profilaktyki lawinowej. Kieruje szkoleniem skiturowym w Szkole Alpinizmu Klubu Wysokogórskiego Kraków.