Skip to content
Menu
wertykalnie
  • Szkolenia
  • Baza wiedzy
    • Kalkulator ryzyka lawinowego
    • Porady
    • Warunki narciarskie
      • Polska i Słowacja
      • Austria
      • Słowenia
      • Rumunia
      • Ukraina
      • Włochy
    • Topo
      • Filar Puškáša na Czarnym Szczycie
      • Cesta k slnku (Filar Szczuki)
      • Zachodni filar Ganku
      • Čihulov pilier
      • Czereśniowy Filar
      • Sadkova Cesta (Baranie Rogi)
  • Blog
    • Narty
    • Wspinanie
    • Rower
    • Sprzęt
  • O mnie
wertykalnie

Road to Leh

Opublikowano 2 września 2009

Parę słów o podróżowaniu w sposób powolny i męczący, czyli wrażenia z drogi do celu, stanowiącej cel sam w sobie 🙂 Jak dotrzeć z Polski do Ladakhu? Zapraszam!

Od czego zacząć? W sumie wyjazd jak wyjazd – grunt to kupić bilety, potem już nie ma wyboru, jechać trzeba. No to pojechaliśmy. „Kaperem” na dworcu PKP w Szczecinie pożegnaliśmy ojczyznę, potem szybki bus na berliński Tegel, krótka wizyta na Heathrow i lądujemy w Delhi. Jest koło północy, na lotnisku niby chodzi klima ale gorąco jak cholera. Opłacam pre-paid taxi, wyłazimy na zewnątrz a tam 10 razy gorzej… zachciało się egzotyki Z politowaniem Po dwóch godzinach znajdujemy jakiś hotel na Pahar Ganju i padamy pokotem na jednym łóżku. Rano jest jeszcze goręcej i bardziej wilgotno, nie jest dobrze  Smutny teraz dopiero widać syf i tłok panujący tutaj. Szybko ewakuujemy się na północ, w stronę gór.


Po Delhi jeźdżą takie cuda, które u nas dawno poszły by na złom  Uśmiech


Hektolitry wody podtrzymują przy życiu

Z Delhi wystartowaliśmy ok. 16.00, do Manali (ok. 1900 mnpm) docieramy o 6.00 następnego dnia. Manali do ichniejsze Zakopane, a jednocześnie baza wypadowa na drugą stronę Himalajów. Nas interesuje pod tym drugim względem. Zdejmujemy usyfione plecaki z dachu TATY i ruszamy na poszukiwanie transportu dalej na północ.


Płacimy kierowcy – albo się ma czas, albo nie ma pieniędzy Smutny

Napastowani przez kilkunastu kierowców, znajdujemy w końcu budżetową opcję, czyli busa. W praktyce okazuje się wygodniejszy niż ciasne jeepy, bo jedziemy nim tylko w piątkę, z dwoma autochtonami.


Bus okazał się bardzo fajnym rozwiązaniem, tylko raz się zepsuł.

Z Manali droga podrywa się od razu stromo w górę, szybko osiągamy blisko 4.000 mnpm (przełęcz Rohtang La). Asfalt stopniowo ustępuje nawierzchni „mieszanej” a miejscami zupełnie rozmytej.


Droga naprawiana jest na bieżąco, karawany samochodów muszą czekać. Nikomu się specjalnie nie spieszy.

Samochodem trzęsie piekelnie, widoki są niesamowite – trudno więc zasnąć. Co jakiś czas kierowca zatrzymuje się przy dhabach, żeby coś przekąsić, odlać się i rozprostować kości.


Mimo dosyć niepozornego wyglądu, w dhabach jest serwowane naprawdę znakomite jedzenie


Ruch na trasie Manali – Leh stanowi podstawowe źródło utrzymania mieszkańców przydrożnych wiosek


Po detalach architektonicznych widać wyraźnie sezonowość wiosek  Mrugnięcie

Mijamy miejscowość, w której tradycyjnie kończy się trzytygodniowy trek Lamayuru – Darcha. Właściwie nic tu nie ma Uśmiech Tyle, że można zjeść coś konkretnego, jak w każdej wiosce po drodze.


Dolina w okolicach Darchy.

Popołudniu zbliżamy się do pierwszej poważnej przełęczy – Baralacha La na 4,892 mnpm. Robi się zimno, czuć w głowie wysokość. Pojawia się śnieg.


Ominięcie jadącej z naprzeciwka TATY bywa nie lada sztuką

Po pokonaniu przełęczy kierowca zatrzymuje się w najbliższych dhabach i oświadcza, że tu śpimy. Niby mówił, że jedziemy non-stop do Lehu, ale zobaczyliśmy jak wyglądu tu jazda i nie będziemy się wykłócać Duży  uśmiech Problem w tym, że jesteśmy na jakiś 4.600 i Kaśka niezbyt dobrze się czuję, nawet gospodarz knajpy doradza zjazd niżej. Pakujemy się z powrotem do auta, przed zmrokiem docieramy do Sarchu Camp.


Za przełęczą góry zmieniają charakter – dociera tu coraz mniej deszczu.

W cenie noclegu (dosyć sporej) dostajemy ciepłe żarcie i herbatę. Robi się konkretnie zimno. Wysokość i niewyspanie robią swoje – pakujemy się szybko do przydzielonego namiotu i zakopujemy w sterty brudnych kołder i koców. Jesteśmy na 4.300, dotychczas mieliśmy do czynienia z górami poniżej 3.000. Mnie boli głowa, Kaśka ma problemy z żołądkiem, Przemek ma wysokość gdzieś i idzie spać Duży  uśmiech Rano ok. -10 oC, ale świetne światło więc biegam trochę z aparatem.


Tradycyjne poranne ognisko pod TATĄ

Pogoda piękna, mnie coś w żołądku wierci i łeb nawala jak na potężnym kacu ale daję radę. Gorzej z busem – po kilkuset metrach zatrzymujemy się, bo zamarzły linki w pancerzach. Sprzęgło nie działa. Wracamy do Sarchu, kierowca wrzątkiem naprawia usterkę a ja z Przemkiem zakąszam ciapatki. Kaśka odmawia przyjmowania pokarmów Smutny Odcinek między Sarchu a najwyższym punktem na trasie – Taglang La – jest naprawdę rewelacyjny widokowo. Niestety zabrakło zapału fotograficznego Smutny


Kawałek „pustyni” pośród gór


Jurty stojące w samym środku niczego

W końcu zbliżamy się do Taglang La (5,325 mnpm). Droga kilometrami wznosi się po serpentynach. Przed nami ciągnie się konwój wojskowy złożony z 30 ciężarówek. Jadą bardzo powoli, nasz kierowca wychodzi z siebie, trąbi i krzyczy, powoli wyprzedzając kolejne auta. Tuż przed przełęczą udaje nam się wyprzedzić ostatnie, musimy biegiem robić zdjęcia na szczycie żeby nas z powrotem nie wyprzedziły. Ciężki to był sprint Duży  uśmiech

Droga z przełęczy, początkowo stroma, potem staje się coraz lepsza. Szybko tracimy wysokość, pojawia się coraz więcej zieleni a w asfalcie zanikają dziury. W wioskach widać pola uprawne.

Wraz ze spadkiem wysokości robi się coraz cieplej. Nieuchronnie zbliżamy się do doliny Indusu (ok. 3200 mnpm). Po wjeździe do doliny rzuca się w oczy ogromna ilość wojska. Ten rejon stanowi chyba zaplecze dla niespokojnego Kaszmiru. W ten sposób docieramy do Leh – jak się okaże miejsca niezwykłego.


Leh widziany spod Shanti Stupy

Co można dodać? Z punktu widzenia osoby odwiedzającej Indie po raz pierwszy, podróż Leh–Manali Highway jest atrakcją samą w sobie. Widoki zapierają dech w piersiach, wchodzimy też powoli w zupełnie różną od stricte indyjskiej atmosferę buddyjskiego Ladakhu. Moim zdaniem warto się wytłuc te prawie 500 km Uśmiech

semow
semow

Szukaj na stronie

Ostatnie wpisy

  • Prawe Żebro zimą
  • „Setka” zimą
  • Pierwszy sezon w górach – jak zacząć się wspinać?
  • Kondycja na skiturach
  • Taśmy wspinaczkowe – kiedy wymienić?
Obserwuj na Instagramie

Wertykalnie

Szkolenia skiturowe, skialpinistyczne, lawinowe, turystyki wysokogórskiej

Kontakt

Michał Semow
tel. 505-104-794
kontakt@wertykalnie.eu

©2025 wertykalnie | Powered by SuperbThemes & WordPress