Po wielu bezowocnych, leniwych weekendach udało się ruszyć tyłek z domu i wyskoczyć w góry. Rozpoczęliśmy sezon zimowy 1 grudnia wycieczką na Próg Mnichowy.
Start koło 4.00 z Krakowa, ale w drogę wbijamy się dopiero koło 10.30. Pogoda piękna, na Progu rzecz jasna słońca nie ma. Kuluar trochę już wylany, ściana oblepiona lekkim puchem a i podejście do wygodnych nie należy. Raz twardo, raz po zawór. Wbijam się w pierwszy wyciąg i idę w tempie wojsk pancernych: powoli, bardzo powoli, ale do przodu. Dużo odśnieżania, asekuracja umiarkowana, wystarczająca. Pod koniec wyciągu wbijam się w kominek tuż pod ścianą, trochę bez sensu ale fajny. W efekcie muszę opuścić się do poletka śnieżnego na którym jest stan. Później dwójkowy wyciąg, króciutki: na końcu dwa „nowe” haki i całkiem świeża taśma. Jeszcze sporo liny, więc wciągam jak-dla-mnie-czwórkową ściankę z sympatycznymi, drajtulowymi ruchami i przeczołganiem w prawo, potem nerwowe wyjście na dziabach (uwierzmy, że siedzą) i stan: ząbek na taśmę.
Następne dwa wyciągi ciśnie Madmun. Na trzecim jest fajne miejsce na płytce, gdzie trzeba delikatnie przeskoczyć na ostrze filarka – zabawne, szkoda że jako drugi muszę zapierdalać, a nie cieszyć się wspinaniem. Potem decyzja: odbijamy w prawo, w skrajnie prawy kuluar. Nie ma wyceny na topo, będzie przygoda. Madmun trochę narzeka na płyty, w końcu ma dość i zakłada stan. Przejmuję prowadzenie, zakładam czołówkę i szukam drogi do góry już przy jej świetle. Mamy 160-lumenowe Primusy i jest całkiem ok, tym niemniej wyciąg prowadzę w tempie pospiesznym. Stan zakładam z wygrzebanej pod śniegiem gałązki kosodrzewiny grubości małego palca…
Zejście przez Mnichowe Stawki do Ceprostrady trochę nam zajmuje, na resztkach pary ale i na luzie, bo teren znany, nie jest źle. Znów to samo: raz beton, raz po pas. Wiatr się zerwał, dopiero pod osłoną stoków Miedzianego odpalamy herbatę i ostatniego papierosa. Siedzę i cieszę się wyrypą, w jaką udało nam się zamienić dróżkę szkoleniową. Pogoda dalej piękna, na dole w schronisku pustki ale udaje się wyżebrać piwo i nasz depozyt. Zapobiegliwie wpisałem powrót na 20.00 – jesteśmy o 19. W domu po północy. Dobra impreza trafiła się Madmunowi na urodziny.