Przez lawinowe ABC rozumiem komplet składający się z detektora, łopaty i sondy. To jest zestaw obowiązkowy, bez którego poruszanie się w obszarze zagrożonym lawinami wykracza poza granice rozsądku. Jako „D” dodaję coraz popularniejsze, szczególnie wśród narciarzy pozatrasowych, plecaki wypornościowe. W poniższym tekście chciałbym pokrótce opisać na co należy zwracać uwagę przy wyborze powyższych elementów wyposażenia i przede wszystkim – jakich kompromisów według mnie warto unikać.
Tytuł jest nieco przekorny, gdyż w zasadzie 90% certyfikowanych elementów wyposażenia lawinowego dostępnych w sprzedaży oczywiście nadaje się do używania, ja natomiast chciałbym podać prosty przepis na pewny sprzęt tym z Was, którzy nie chcą się doktoryzować przed zakupem.
Wybierając sprzęt do działalności górskiej, nie tylko skiturowej ale także wspinaczkowej czy turystycznej, bardzo często kierujemy się jego wagą. Ciężar sprzętu nie pomaga nam w przemieszczaniu się wzwyż, a zrzucanie gramów pozwala często poszerzać nasze możliwości w górach. W przypadku ABC sytuacja jest trudna, bo to nie jest sprzęt który da nam większą przyjemność z jazdy czy nawet zapewni bezpieczeństwo w razie wypadku. To jest sprzęt, który nosimy dla kogoś. Jaki wybierzemy – zależy więc od tego czy wybieramy go dla „kolegów” czy przyjaciół. W tym drugim przypadku warto zastanowić się nad konsekwencjami wyboru carbonowej sondy lub plastikowej łopaty. Nie wybaczył bym sobie gdyby przez moje oszczędności na wadze łopaty czy sondy doszło do wydłużenie lawinowej akcji ratunkowej. O życiu decydują sekundy. Mam nadzieję, że rozumiecie już jakimi priorytetami kieruję się w wyborze tego sprzętu.
Kompletny zestaw ABC traktuje się zawsze jako jeden element wyposażenia – żeby być w stanie udzielić pomocy w kluczowym kwadransie który decyduje o życiu ofiary, musimy dysponować wszystkimi trzema elementami. Brak któregokolwiek z nich drastycznie obniża możliwości szybkiego dotarcia do ofiary! Eksperyment przeprowadzony w 2002 r. przez Dominique’a Stumperta pokazuje, jak wygląda wybiórcze stosowanie zestawu (obliczono czas dotarcia do poszkodowanego):
- Sam detektor lawinowy: 60 minut
- Detektor + sonda: 51 minut
- Detektor + łopata: 27 minut
- Pełne ABC: 15 minut
Oczywiście sam sprzęt nie ratuje – kluczowy jest czynnik ludzki, czyli umiejętność posługiwania się tym sprzętem i regularny trening!
Sonda lawinowa
Dobra sonda – jak to ładnie opisuje prasłowiańskie przysłowie – nie musi być duża, ważne żeby była długa i gruba. Można do tego dodać : aluminiowa. Za dobry standard można przyjąć średnicę ok. 12 mm (zwracajcie uwagę także na sztywność modeli) i długość 240 cm. Głębsze zakopania są rzadkością, ale musimy pamiętać że nawet w ich przypadku możemy i musimy poradzić sobie z sytuacją. Dobrą lekcję stanowi historia pewnego zasypania w Kanadzie. Jeżeli najniższe wskazanie detektora pokazuje odległość większą niż zasięg sondy i sondowanie to potwierdza, konieczne będzie ściągnięcie łopatą wierzchniej warstwy śniegu na dość dużym obszarze, pozwalającym na sensowne powtórzenie sondowania.
Nieco dłuższa sonda (270 lub 320 cm) pozwoli nam zaoszczędzić sporo czasu.
Osobną kwestią jest system blokowania sondy. Zdecydowanie wygodniejsze są modele z linką stalową (tak, jest cięższa) i patentem blokującym działającym na zasadzie zacisku. Bardzo fajne rozwiązanie mają sondy BCA – np. stary model Stealth 240. Blokady oparte na lince z węzęłkiem są co prawda lżejsze, ale trzeba sporo siły włożyć w ich użycie.
Ważnym dodatkiem jest miarka na sondzie – będziemy jej używać do weryfikacji trafienie (porównanie ze wskazaniem na detektorze) a także oceny odległości od zasypanego w trakcie kopania (aby nie uszkodzić go uderzeniem łopaty).
Łopata lawinowa
Łopata, zdecydowanie aluminiowa i z atestem, jak się okazuje nie do końca musi poddawać się zasadzie „im większa, tym lepsza”. Przykładowo eksperymenty Manuela Geinsweina dowodzą, że optymalnym rozmiarem szufli jest coś zbliżone do 577 cm2 🙂 i wymiarów ok. 21,5 x 27 cm (pierwszy wymiar to szerokość). Inaczej mówiąc – są to raczej średniej wielkości łopaty. To co nas jeszcze będzie interesowało, to:
- Możliwość wydłużania styliska. Większa dźwignia – łatwiej usuwać zbity śnieg.
- D-kształtna rączka. Choć to jest kwestia subiektywna, mi osobiście T-kształtna bardzo pasuje.
- Górna krawędź szufli ścięta na płasko. Zaokrąglone krawędzie są niewygodne w przypadku wycinania bloków kiedy musimy dopchnąć łopatę nogą.
Oczywiście wszystkie modele „rejsowe”, z kombinacją plastików, carbonu etc., bez atestów (marketowe łopaty do odśnieżania) wykluczamy.
Możemy spotkać także rozwiązanie pozwalającymi wykorzystać czekan jako trzonek łopaty. Pomijając ergonomię takiej łopaty (rączką jest głowica czekana – tak w przypadku systemu firmy CT, BCA stosuje wymienną rączkę; brak możliwości wydłużenia trzonka), podstawowy problem stanowi perspektywa zgubienia czekana. To, że w czasie zwykłego używania zdarza go zgubić, możemy traktować jako margines (choć ogłoszenia giełdowe o zgubionych czekanach pojawiają się dość często). Według mnie większe ryzyko wynika ze sposobu transportu czekana na plecaku: jest zwykle mocowany cienkimi taśmami i gumkami. Detektor nosimy pod kurtką z uwagi na możliwość zerwania go przez śnieg w lawinie a w przypadku noszenia w kieszeni producenci zalecają unikanie takich naszywanych na spodnie (powód podobny). Możemy sobie łatwo wyobrazić siły działające na wszystkie elementy wyposażenia, w tym także to co jest przyczepione do plecaka. Efekt jest taki, że zostajemy bez łopaty, a jest duża szansa że będąc nie całkiem przysypanym trzeba od razu zabierać się do poszukiwania i odkopywania partnera.
Na marginesie można też przypomnieć, że zarówno łopatę jak i sondę nosimy W ŚRODKU plecaka. Kwestia zrzucania plecaka (zwykłego, nie wypornościowego) w lawinie jest dyskusyjna, ja się przychylam do tego aby nie zrzucać go.
Detektor lawinowy
Zwany również „pipsem”, od nazwy firmy produkującej ten sprzęt. Temat bardzo rozbudowany, postaram się nie wdawać zbytnio w szczegóły techniczne 🙂 Krótko rzecz ujmując, szukajmy urządzenia posiadającego następujące cechy:
- Trzy anteny
- Funkcja testu grupowego
- Funkcja markowania
Urządzenia trzyantenowe, w odróżnieniu od starszych modeli bez najmniejszej trzeciej anteny, dużo lepiej radzą sobie w ostatnim etapie poszukiwania szczegółowego. Precyzyjne wskazanie przez detektor miejsca rozpoczęcia sondowania pozwala zaoszczędzić cenne sekundy, a nawet minuty. Przykładowo błąd pomiaru polegający na przesunięciu punktu rozpoczęcia sondowania o metr będzie nas kosztował ok. 5 minut czasu potrzebnego na sondowanie obszaru który pozwoli pokryć wszystkie potencjalne punktu położenia poszukiwanego.
Funkcja testu grupowego pozwala sprawdzić podstawowe parametry nadawanie testowanych detektorów, urządzenie w trybie „group check” ma zmniejszoną czułość odbioru sygnału, dzięki czemu nie musimy wykonywać testu odległościowego (o testowaniu detektorów czytaj tutaj). Testy grupowe powinniśmy wykonywać nawet kilka razy dziennie w czasie tury, jest to więc spore ułatwienie.
Funkcja markowania drastycznie przyspiesza działanie w większości przypadków wielokrotnego zasypania. Dla urządzeń bez funkcji markowania, szczególnie w przypadku tzw. trudnych zasypań, konieczne jest stosowanie skomplikowanych technik poszukiwania, alternatywnie wykopać pierwszego poszkodowanego i wyłączyć jego detektor. Samo markowanie może też w pewnych okolicznościach nie zadziałać („ukrywając” np. dwa sygnały – przypadek nakładania się sygnałów). Mimo wielu kontrowersji, w każdym przypadku dysponowanie możliwością markowania jest dużą zaletą.
Poza powyższymi cechami, warto zwracać uwagę także na:
- zasięg odbioru czyli obszar poszukiwania,
- wygodną uprząż ze smyczką (np. Arva Evo 4 i 5 w tym zakresie kiepsko wypada) a także niewielkie rozmiary urządzenia, pozwalające wygodnie je nosić w kieszeni,
- intuicyjność obsługi oraz wyświetlanych komunikatów.
Myślę że dla początkujących użytkowników kwestie brane pod uwagę w czasie poszukiwania urządzenie powinny zamknąć się w tych granicach. Osoby bardziej zaawansowane (tj. nastawione na częstsze treningi i większy czas pracy z urządzeniem, profesjonaliści), będą zainteresowani także takimi funkcjami jak tryb analogowy czy pro-check, pozwalający sprawdzić wartości normatywne sygnału urządzenia testowanego.
Co z detektorami używanymi? Niestety, mimo ogromnego nacisku na wytrzymałość i niezawodność, detektory także bywają awaryjne. Możemy spotkać się np. z uszkodzeniem anteny lub utratą normatywnych cech sygnału. Nie wykluczone są także problemy na poziomie oprogramowania. Dlatego powinniśmy regularnie testować swoje urządzenia, przestrzegać interwałów serwisowych wskazanych przez producenta w instrukcji (przykładowo wg. Mammuta urządzenie powinno być poddane przeglądowi co trzy lata lub 3000 h użytkowania). Niestety w naszych warunkach rzadko kto to robi (i o tym wie!), co z kolei skutkuje obecnością na rynku wtórnym urządzeń w żaden sposób nie sprawdzonych (testy, które możemy wykonać domowymi metodami nie zastępują przeglądów producenta). Biorąc pod uwagę, że mówimy o kategorii sprzętu ratującego życie, chciałbym podkreślić że:
- odradzam zakup urządzeń starych: analogowych, jedno i dwuantenowych, bądź po prostu wiekowych – w końcu nie kupujecie tego urządzenia na sezon czy dwa.
- w przypadku urządzeń nowoczesnych doradzam weryfikacje przeprowadzenia przeglądu przez poprzedniego użytkownika, ewentualnie wykonanie takiego przeglądu po zakupie.
Plecak wypornościowy
Plecak jest fakultatywnym elementem wyposażenia, jednak w bardzo dużym stopniu przyczynia się do redukcji ryzyka zasypania przez lawinę. Istotną różnicą w stosunku do ABC jest to, że plecak chroni NAS a nie służy do pomocy komuś innemu. Oczywiście dobry ratownik to żywy ratownik, więc pośrednio też posiadanie plecaków wypornościowych przez całą grupę podnosi szanse na skuteczną akcję w przypadku wypadku lawinowego.
Wybór plecaków jest ogromny, w skrócie możemy wyróżnić trzy systemy:
- gazowe
- elektryczne zasilane przez akumulator
- elektryczne zasilane przez kondensatory (system Alpride E1)
Zaletą systemów gazowych jest niższa cena nabycia i często niższa waga (względem systemu elektrycznego zasilanego przez akumulator). Wadą jest konieczność każdorazowego nabijania butli (zwykle poprzez wymianę u dystrybutora). Systemy elektryczne pozwalają też na kilka odpaleń na jednym ładowaniu (w skrócie), co ma istotne znaczenie: po ewentualnym odpaleniu plecaka zwykle ciągle znajdujemy się w obszarze zagrożonym. System oparty na kondensatorach charakteryzuje się przede wszystkim niższą wagą.
W przypadku zakupu plecaka gazowego warto zwrócić uwagę na:
- dostępność i koszt wymiany butli,
- ewentualną możliwość nabijania butli (system BCA – koszt nabicia to ok. 10 zł),
- ewentualne koszty i interwały serwisowe wynikające np. systemu pirotechnicznego (system ABS – rączka wymieniana jest nieodpłatnie pod warunkiem odesłania przeterminowanej. Wymiany serwisowej producent dokonuje po sezonie.),
- rzeczywista pojemność plecaka i możliwość przekładanie systemu, stosowania dopinek,
- wyposażenie plecaka: możliwości troczenia nart i snowboardu, czekanów, siatka na kask, kieszeń na gogle, kieszeń na ABC etc.
Reasumując, ze swojej strony mogę polecić plecaki BCA oraz Mammuta z serii RAS 3.0. W kategorii plecaków elektrycznych warte uwagi są modele oparte na systemie kondensatorów Alpride (obecnie stosuje je firma Scott, Alpride, Pieps i Black Diamond), ciekawe mogą być też nowe modele systemu Jetforce (2.0).
Zainteresowanych szczegółami technicznymi różnych systemów odsyłam na plecakilawinowe.pl
Zanim wybierzecie swój zestaw, warto pójść na kurs lawinowy, skiturowy lub turystyki zimowej – będziecie mieli okazji osobiście przekonać się w jakich warunkach przyjdzie używać tego sprzętu, wyciągnąć wnioski odnośnie ergonomii i przede wszystkim porozmawiać z doświadczonym instruktorem. To najlepsza metoda aby uniknąć błędów przy zakupie. Na kursy zapraszam do Klubu Wysokogórskiego Kraków. Jeżeli macie jakieś pytania lub uwagi odnośnie tekstu, zapraszam do kontaktu.
Wspinam się latem i zimą, jeżdżę na skiturach od kilkunastu lat, zaś od 2018 r. szkolę w górach jako Instruktor Narciarstwa Wysokogórskiego Polskiego Związku Alpinizmu, od 2020 roku także w skałach (od 2024 r. – jako Instruktor Wspinaczki Skalnej PZA). Prowadzę kursy z zakresu wspinaczki skalnej, skialpinizmu, lawinoznawstwa oraz zimowej turystyki wysokogórskiej. W czasie wolnym od pracy instruktorskiej ciągle mało mi wspinania, bardzo cenię odkrywanie nowych miejsc i obszarów wspinaczki, podróże i aspekt towarzyski wspinania.
Dlaczego odradzasz sond carbonowych? Są jakieś badania kwestii wytrzymałości?
Badań nie znam, natomiast producenci sami opisują modele karbonowe jako mniej wytrzymałe niż aluminiowe. Uważam, że dla osoby bez sprecyzowanych potrzeb, najbezpieczniejszym wyborem jest sonda aluminiowa. Sondy karbonowe posiadające atesty w pewnych okolicznościach również mogą być sensownym wyborem.
Zgadza się, dlatego można je uznać za rozsądne minimum.
Dobry artykuł, mała uwaga:
Rączka w abs wymieniana jest nieodpłatnie pod warunkiem odesłania przeterminowanej. Wymiany serwisowej producent dokonuje po sezonie ( w okresie letnim)
Dzięki, zaktualizowałem artykuł.
Tak, info od przedstawiciela Tatra Trade