Sezon zimowy zaczął się na dobre, co prawda dla jedynie słusznej formy narciarstwa warunki są jeszcze bardzo wymagające (najtwardsi zawodnicy twierdzą jednak że da się jeździć) ale warun wspinaczkowy już jest niezły. Mam już trochę czasu żeby zacząć spisywać notatki z tego roku, zacznę od aktualnych tematów – trzech dróg z ubiegłego tygodnia.
Wreszcie udało mi się tak poukładać pracę, że mogę sobie pozwolić na szybki wypad w góry jak tylko pojawi się warun – bez pytania szefa, bez stresu. Korzystając z tego, w ostatni piątek (11 grudnia b.r.) wyskoczyliśmy z Michałem i Krzysiem na Halę, żeby rozpocząć sezon łatwym i krótkim wspinaniem. Dla Krzysztofa miał to być pierwszy zimowy wspin, dla nas – pierwszy w tym sezonie kontakt z dziabami. Na pierwszy ogień poszedł Kochańczyk.
Topo:
Szlaki i Drogi
Drytooling
Łażenie po stromych trawach, kilka progów, dobra asekuracja. Jeżeli tylko trawy trzymają, można w komfortowych warunkach zobaczyć czym się je zimowe wspinanie. Z tego punktu widzenia bardzo mi się „dróżka” spodobała. Kilkanaście metrów na lewo od przełamania krawędzi Progu Kotła Kościelcowego gdzie kończymy wspinanie, znajduje się stanowisko z kilku pętli i haka. Korzystając z niego, zjazdem na jedną długość liny (2 x 50 m wystarcza) osiągamy dno żlebu spadającego do podnóża naszej buli.
Wróciwszy do pozostawionych rzeczy, nie wahając się specjalnie decydujemy zrobić jeszcze Klisia. Szkoda by było wrócić jedynie z dwoma dwójkowymi wyciągami na koncie.
Topo:
Szlaki i Drogi
Drytooling
Pierwszy wyciąg ma już czwórkowe miejsce (prowadzi go Michał) na drugim mamy możliwość ucieczki w łatwiejsze wyjście Kochańczykiem. Mam świadomość tego, że kończyć będziemy w ciemnościach, ale w komfortowych warunkach wspinania na Progu nie stanowi to dużego problemu, odbijam więc w czwórkowy kominek. Tutaj zaczyna się formacja Klisia – ładne, lite zacięcie. Po 40 metrach zakładam stanowisko, jesteśmy pod piątkowymi trudnościami. Skała nad nami dobrze urzeźbiona, ale pochyłe stopnie i zanikające ryski wymagają czujności. Po usunięciu śniegu ukazuje się coraz więcej słabych punktów skały. Michał walczy w zapadających ciemnościach, mimo dobrej asekuracji jest trochę emocji. Gdy dochodzi do haka na przełamaniu – jest już po wszystkim. Jeszcze wyciągnięcie się na trawkach, parę metrów łatwego terenu i stanowisko z kosówki. Kończymy w kompletnych ciemnościach. Krzyś zostaje w Murowańcu, my zwijamy się do domu. Bez wielkiego żalu – pogoda na weekend definitywnie siada. Przychodzi ocieplenie, mocny wiatr.
Kolejne okienko pojawia się we środę (15 grudnia). Tym razem wypada już wybrać „coś fajnego”. Ekipa z KW Kraków wybiera się na Tępą, mamy tam zaległy filiar Puszkasa do zrobienia: droga długa, trudności ludzkie (III-IV), stanowi swego rodzaju diretissimę północno-zachodniej „ściany” Tępej, kończąc się na jej szczycie.
Topo:
tatry.nfo.sk
Dzięki zerwaniu się w środku nocy, przy starcie drogi jesteśmy stosunkowo wcześnie – wspinanie rozpoczynamy ok. 9.00. Pierwszy wyciąg to wygodna rynna, prowadząca na siodełko w filarze. Później rozpoczynamy zabawę w wyszukiwanie rozsądnej linii w miarę możliwości trzymając się ostrza filara. Zbocza Tępej mają to do siebie, że są rozległe i urozmaicone. Prowadząc widziałem przed sobą stare ślady poprzedników, co nieco ułatwiało orientację, ale też nie zawsze chciałem się ich trzymać. Na niektórych wyciągach udało się znaleźć kilka trudniejszych miejsc, które mogły aspirować do IV, choć po omówieniu drogi z Michałem przychylamy się raczej do III dla całości. Asekurowaliśmy się na sztywno, z wyjątkiem dwóch wyciągów przed szczytem, które przeciągnęliśmy na lotnej. Wyszło z tego ok. 600 metrów wspinania (12 wyciągów o średniej długości lekko ponad 50 metrów) w czasie 5 godzin. Przy stosunkowo dobrych warunkach (świetna pogoda, dobrze trzymające trawy, słabo związany śnieg) była to czysta przyjemność – zupełnie jak nie zimą 🙂 Na szczycie możemy wreszcie urządzić piknik. Wreszcie dobrałem się do kanapki i termosu, od startu udało się wciągnąć tylko tubkę mleka skondensowanego i parę łyków węgierskiego bimbru, który Michał ma zwykle pod ręką. Ta Tępa, piękna sprawa!