No, tym razem to poszliśmy po bandzie. Zachciało się spacerów, lekkiego plecaczka i luzu. A te Rohacze to też trzeba było w końcu odwiedzić. I znów piekło Chochołowskiej…
Z tą Chochołowską jakoś tak dziwnie się składa, że chcąc nie chcąc zawsze tutaj jakoś jesienią ląduję. Niby ma być mniej ludzi, żółte trawy itd. itp. ale ciągle jest wszędzie daleko i nic się nie dzieje. I przyjeżdżamy. Tym razem w sobotę rano, przy lekkim (-8) przymrozku, z zamiarem przeskoczenia przez Wołowiec i Rohacze do Jamnickiej. Wołowiec jak Wołowiec, Rohacze trochę weselsze, ale tak naprawdę to sytuację ratuje krupnik. Jeszcze w Wyżniej Chochołowskiej słoneczko grzeje jak cholera, jednak gdy tylko wchodzimy w cień na podejściu pod Ostry, robi się lodówa. Na wschodzie z daleka majaczą ośnieżone Wysokie. Na pewno tam zimno musi być 😉
Wcześnie jesteśmy na Ziarskiej Przełęczy. Póki jeszcze słońce świeci – byczymy się osłonięci od wiatru. Piwko, drzemka, póki ciepło. W końcu i słońce się kończy, biegniemy na dół. Do koleby w dolinie Jamnickiej, której spodziewamy się na na zejściu szlaków z tym z Niskiej Przełęczy, od Jarząbczego. Pod tą Niską spaliśmy w grudniu, wtedy wydawało się że trzeba sporo zejść, ale do rzeczonej koleby jest naprawdę kawał drogi. Na rozejściu szlaków stajemy zdezorientowani, lecę biegiem do góry rzucić okiem czy to przypadkiem gdzieś wyżej nie jest, ale nie – jeszcze niżej. Dużo czasu zejście nie zajmuje co prawda, ale podchodzenia będzie dużo.
Sama koleba zaskoczyła mnie, powiem szczerze. Niby zdjęcia widziałem, ale na żywo robi jeszcze lepsze wrażenie – w środku piec i kuchnia, obok wychodek, zapas drewna. Tak sobie wyobrażam ś.p. schronisko w Pysznej. Obok krząta się kilka osób, dymi ognisko, klimat jak pod Gorcem 🙂 Wieczór schodzi w tej właśnie atmosferze, z butelczynami różnych specyfików krążącymi w kółko. Borze sosnowy, jakby tu tak wiosną, na nartach…
Poranek nie należy do najlżejszych 🙂 Kroki kierujemy więc w dół, a potem do Raczkowej. W sumie to chodzi o to, żeby obejrzeć sobie przy okazji tamtejszy szałas, również pod kątem zimy. Dolina Raczkowa wygląda w tym temacie bardzo obiecująco!
Zejście przez Kończysty – traumatyczne. W okolicach Trzydniowiańskiego słychać niosące się zaśpiewy z mszy odprawianej na Polanie Chochołowskiej, w Kulawcu szlak wyremontowany, piękne nowe schody pięknie kasujące kolana. Niżej hektary zryte przez zwózkę drewna. Taki ten nasz park narodowy. Nevermind. Pańszczyzna odrobiona, Zachodnie tradycyjne odwiedzone. Do zimy 🙂