Krótka, lecz piękna droga zwiedzona na zakończenie sezonu letniego 2014.
Czarny Szczyt położony jest wysoko nad Zielonym Stawem Kieżmarskim. Podejścia wyszło nam ok 4 godziny. Zejścia zresztą podobnie, bo nie spieszyliśmy się specjalnie. Tyle, że udało się uciec przed zlewą – można by pomyśleć, że to lipiec. Ale wróćmy do początku wycieczki: sama Dzika to świetne miejsce, zawieszona nad zielonymi lasami Kieżmarskiej, z jednej przytłoczona ponurymi, północnymi ścianami Durnego i towarzyszy, z drugiej łagodne zbocza Bielskich Tatr. Przez tą całą zieleń nie jest to tak surowe miejsce jak choćby Rumanowa. Tymczasem to, co teraz jest w cieniu, zaprane jest jeszcze śniegiem po ostatnim opadzie. W słońcu zaś gorące, żółte trawy i rozgrzany czarny granit. I „pekná čierna skalná pyramída”, w rejonie naszego filara przypominająca budowlę z sześciennych klocków, tyle że tworzącym przewieszenia.
Na wspinanie wybraliśmy się we trzech – z Łukaszem i Gargamelem. Musimy podzielić się wyciągami, których zresztą i tak jest niewiele. Za to pogadać można na stanowisku a i plecak lżejszy. Od wiosny, jeśli tylko mogę, wolę już pakować się w lekki, szmaciany plecaczek 26 litrów – TNF Verto. Waży jakieś 300 g, na jednodniówki sprawuje się dość wygodnie.
Drogę Puškáša wspominam jako stosunkowo łatwą i bardzo przyjemną. Na pewno dużą rolę grała fenomenalna pogoda – nie tylko jak na październik, ale chyba najlepsza w tym sezonie. Piątkowy wyciąg, który przypadł mi na prowadzenie, wymagał zarówno skupienia jak i solidnej gimnastyki, jednak asekuracja była wystarczająca. Krótko mówiąc – czysta przyjemność. Muszę przyznać, że w pierwszych latach wspinania w Tatrach nie mogłem często odnaleźć radości z samego fizycznego ruchu w skale, z czasem pojawia się to coraz wyraźniej. Aż żal, że te ściany takie niskie, że trzeba kończyć. I kolejne pół roku do następnego sezonu.
Opis drogi.
Zdjęcia na picassa.