Minął zdecydowanie pod znakiem edukacji. Ponad 60 dni na śniegu, z czego 90% to kursy w których sam szkoliłem lub byłem szkolony. Kursy narciarskie mają ogromną zaletę – można na nich całkiem fajnie pojeździć, niezależnie od umiejętności grupy. Mimo to wypady „dla przyjemności” zapisują się lepiej w pamięci.
Kilkukrotne wizyty w Dolinie Pańszczycy, w tym ciekawe przejście z Pańszczycy przez Buczynową, Kozi Wierch i Zawrat. Komin Drewnowskiego a także nietrudne zjazdy z listy „TODO”, które w przyszłości będę chciał powtarzać: Pośrednia Turnia, Świnica, Zmarzła Przełęcz albo Kanion. Inne może nie koniecznie, robione dla odfajkowania pozycji w W/Ż, jak na przykład Szpiglasowa po łańcuchach. W odróżnieniu od wspinania, w przypadku narciarstwa każdy zjazd jest inny a jedna linia może zupełnie zmienić swój charakter w przeciągu nawet kilkudziesięciu minut.
Nie można popadać w skrajności – odwiedzanie nowych rejonów jest świetne, narty są doskonałym pretekstem do podróżowania. Jednak gramy takimi kartami, jakie dostajemy, więc trzeba umieć je wykorzystać. W samym rejonie Hali jest mnóstwo ciekawych zjazdów, rzadko uczęszczanych linii. Wystarczy otworzyć przewodnik (i regulamin TPN rzecz jasna :)).
Wspinam się latem i zimą, jeżdżę na skiturach od kilkunastu lat, zaś od 2018 r. szkolę w górach jako Instruktor Narciarstwa Wysokogórskiego Polskiego Związku Alpinizmu, od 2020 roku także w skałach (od 2024 r. – jako Instruktor Wspinaczki Skalnej PZA). Prowadzę kursy z zakresu wspinaczki skalnej, skialpinizmu, lawinoznawstwa oraz zimowej turystyki wysokogórskiej. W czasie wolnym od pracy instruktorskiej ciągle mało mi wspinania, bardzo cenię odkrywanie nowych miejsc i obszarów wspinaczki, podróże i aspekt towarzyski wspinania.