Mimo niezbyt zachęcających doniesień na temat warunków śniegowych, zdecydowaliśmy się przewietrzyć foki i obejrzeć jak to wygląda z bliska. Poza nadciągającym załamaniem pogody, jedną z ciekawostek wycieczki był rzeczywiście parszywy śnieg, skutkiem czego zaliczyłem parometrowy zjazd z deską śnieżną.
Nie wdając się w szczegóły, polecieliśmy przez Kulawiec na Trzydniowiański i dalej na Kończysty. Wycieczka piękna, stoki Kończystego spadające do doliny Jarząbczej już od dłuższego czasu mnie kusiły. No i cóż – wypadało by wybrać się jeszcze raz, bo tym razem zjazd należał do kategorii „byle przeżyć”. To gips, to lód, to znowu szreniowata, parocentymetrowa płyta łapiąca narty. Piękna jazda za to od poziomu lasu, między drzewami. Poniżej krótka fotorelacja oraz komentarz odnośnie wesołego obsuwu.
Coś na kształt wyjechanej deski na szlaku (!) z Trzydniowiańskiego na Kończysty:
I efekt poniżej:
I już w czasie zjazdu, na szczęście na samym dole w stosunkowo łagodnym żlebiku. Widać na zdjęciu moje ślady i punkt obrywu deski:
Śnieg obsuwał się powoli, więc bez problemu udało się uciec na stabilny grunt.
Daje to pogląd na panującego warunki, pomimo 2. stopnia… Tymczasem zbliża się ocieplenie, opady i będzie albo gorzej albo lepiej 🙂
więc co do zmiany pogody to można spokojnie założyć, że będzie albo lepiej albo gorzej 🙂