Długo mi chodził po głowie ten tekst – ni to test, ni felieton. Bo jak pisać test rzeczy, której zastosowanie polega głównie na leżeniu w plecaku? Mam bowiem na myśli kurtkę przeciwdeszczową, stricte przeciwdeszczową czyli używaną od wiosny do jesieni.
Kurtkę Quechua Rain-Cut kupiłem jakieś 3 lata temu. Kosztowała ok. 30 zł, można powiedzieć żaden pieniądz (ale jednak jakiś jest – mniej więcej 0,7 wiśniówki). Motywowany byłem sporą zmianą w konstrukcji w stosunku do starej wersji tej kurtki, która wyglądała jakby jej dół był docinany nożyczkami, a regulacji kaptura za grosz nie posiadała. W nowej wersji mamy spory postęp: kaptur regulowany w obwodzie, podobnie dół kurtki. Dorzucono jeszcze zamek pod szyją. Kurtka pakuje się do własnej kieszeni, niestety bez jakiegokolwiek zapięcia – pakunek „łapiemy” tasiemką i lubi się rozłazić w plecaku. Na mankietach gumowe ściągacze.
Cóż jeszcze można dodać? Materiał oczywiście bez membrany, impregnowany poliester z podklejonymi jedynie górnymi szwami. Producent podaje wodoodporność na poziomie 2000 mm, oddychalność we współczynniku RET = 12. Aktualnie do kupienia za 34,99 zł w sieci sklepów Decathlon. Waga ~180 g.
Tyle detali. Gdy kurtka ta wpadła do mojej szafy, byłem w sumie dosyć świeżo po zakupie bardzo fajnej membrany Arc’teryxa – Alpha SL. Paclite o świetnym kroju, ok. 340 g w rozmiarze M i piękny niebieski kolor. Wynalazek z Decathlonu zdecydowałem się raz i drugi wziąć na wspinanie, bo to i prawie 200 g mniej, i nie szkoda przeciągnąć po granitowych kominkach. Kurtkę przeciwdeszczową warto mieć w plecaku, nawet przy prognozowanej lampie.
Jako że na wspinanie idziemy zwykle przy dobrych prognozach, opady mają wtedy charakter raczej przelotny i mniej lub bardziej intensywny. Raz mi się zdarzyło zakładać Rain-Cuta przy majowej „śnieżycy” na Mnichu, raz ewakuując się w zlewie z Granatów – z perspektywy całości czasu spędzonego w górach raczej rzadko. Początkowo, jeśli było większe ryzyko dupówy, wolałem wziąć porządną membranę. Tak było np. na trekkingu wiosną w Bieszczadach Wschodnich czy wczesnym latem w zimowych warunkach na Grossglocknerze. Ale z czasem takich wyjazdów na niepewną pogodę było coraz mniej, coraz częściej natomiast potrzebna była kurtka wodoodporna „na wszelki wypadek”, coraz częściej też musiałem liczyć każdy gram w plecaku – w efekcie, w tym sezonie złapałem się na tym, że Arc’teryx leży od wiosny nieużywany.
Rain-Cut spełnia idealnie założenia lekkiej, wspinaczkowej kurtki przeciwdeszczowej. Jako „haflzip” świetnie leży pod uprzeżą. Kask mieści się pod kapturem. Przede wszystkim – jest mała, lekka i tania. Tania! Porównajmy alternatywne markowe produkty: TNF Verto Jacket, Marmot Mica, Montano Latok, OR Helium… Super waga, membrana 2,5 l z odpowiednimi parametrami (zwykle 10/10), krój techniczny i niestety ta cena. Płacimy kupę pieniędzy za minimalistyczny ciuszek, który co prawda musimy mieć ze sobą, ale i tak 95% czasu (o ile przy prognozowanej dupówie zostajemy w domu lub schronisku) spędzi w plecaku. Na podejściu, przy większej niż mała potliwości, taka membrana i tak nie wydoli. Warstwa zewnętrzna takiej kurtki musi być delikatna, więc szkoda będzie używać jako wiatrówki w ścianie (w końcu trochę kosztowała). W efekcie minimalizm szlag trafia, bo softshella albo windshirta i tak wypadało by mieć ze sobą.
Wbrew trendom lansowanym w branży outdoorowej, zdecydowałem się nosić ze sobą prostą, poliestrową szmatkę. Bez metek reklamujących najbardziej oddychające membrany, bez technologii zapewniających optymalną swobodę ruchu w czasie wspinania. I co się okazuje? Działa. Chroni przed deszczem, chroni przed wiatrem, przede wszystkim nie szkoda jej nosić w plecaku (waga!) i w ścianie (cena!). Oczywiście, do ideału kroju brakuje jej trochę, ale zwróćmy uwagę że w przypadku sprzętu light&fast z najwyższej półki też mamy z tym do czynienia: rezygnujemy z wytrzymałości, wyposażenia, aby zyskać na lekkości.
Największe obawy miałem wobec odprowadzania wilgoci. Po doświadczeniach z lepszymi i gorszymi membranami mam świadomość, że przy takich ilościach potu, jakie ja potrafię emitować, latem membrana po prostu nie ma szans. Cóż w takim razie taka cerata może? Ano, niewiele więcej, ale i niewiele mniej. Z drugiej strony, i sprawdzić poziom odprowadzania wilgoci nie było łatwo – z założenia na podejściach ubieram się lekko. Raz schodziłem w deszczu do Murowańca – koszulka pod kurtką „mniej więcej” sucha. Poziom zadowalający. Drugi raz trudniejsze wyzwanie: zimny wiatr, na grzbiecie ciepła bluza (Patagonia R1) i Rain-Cut jako wiatrówka. Podejście pod Szarpane Turnie z koleby, kurtka od wewnątrz sucha. Innym razem burza w ścianie Kieżmarskiego – też bez problemu. Ośmieliło mnie to na tyle, że na sierpniowy wyjazd w Alpy (głównie letnie wspinanie w Dolomitach, ale po drodze też Grossglockner przez Studlgrat) wziąłem już tylko Rain-Cuta – szkoda było miejsca w aucie na drugą kurtkę.
Cóż mogę dodać? Minimalizm oznacza kompromis, a przede wszystkim rezygnację z pokutującego ideału wszystkomajacej_niedozajechania kurtki membranowej. Okazuje się, że minimalizm ten może też z powodzeniem dotyczyć ceny sprzętu, a w przypadku Rain-Cuta dobry efekt uzyskujemy kosztem niewielkich poświęceń funkcjonalności. Koledzy już się przekonali i za moją namową również przerzucili się na „ceratki z deka” – jak na razie z pełną satysfakcją 🙂
A próbowałeś biegać w tej kurtce? Co myślisz o takim sposobie jej wykorzystania
W deszczu biegam w zwykłej wiatrówce Kalenji bez kaptura i czapce – wychodzę z założenia, że jak założę coś co jest w jakimkolwiek stopniu przeciwdeszczowe to zapocę się tak, że na jedno wyjdzie 😉
A w tym deszczu długo wytrzymuje?
Pół godziny, godzinę umiarkowanego deszczu bez problemu. Najbardziej w dupę dostała chyba na Kieżmarskim w czasie burzy i byłem suchy pod spodem – wtedy siedziałem na miejscu, nie było w ogóle kwestii zapacania więc to dosyć miarodajne. Podejrzewam że w naprawdę mocnej zlewie może szybko puścić, ale np. marmotowski PreCip też tak miał.
Też jestem zwolenniczką, że jak nie trzeba, to wręcz nie należy przepłacać. Znam wiele osób, która uważa, że Decathlon powinno się spalić, bo prawdziwe ciuchy to tylko takie od 500zł w górę. Prawda jest taka, że ciuchy te za 30zł i te za 500zł zazwyczaj psują się tak samo, w końcu szyte są w tym samym miejscu. Dla mnie fenomenem są ciuchy z Lidla (górskie, biegowe, outdoorowe). Naprawdę nie mam żadnego „ale”, bo patrząc na materiały i skład tych materiałów niczym nie różnią się od bluz, kurtek czy oddychających koszulek znanych marek. Można płacić za metkę, pytanie tylko po co? 🙂
A kojarzysz może, czy testowana przez Ciebie kurtka jest też w opcji damskiej?
Są damskie, w tej samej cenie 🙂 Ale nie wiem, czy poza kolorem czymś się różnią.
Bardziej mi chodziło o kwestie rozmiaru, bo zazwyczaj w męskiej eSce po prostu się topię 😉 fason to fason, ma być wygodnie i funkcjonalnie 🙂
Damska rozmiarówka jest raczej duża, XS/S pasuje na wzrost 173 cm w sam raz, więc mniejsze osobniczki mogą mieć problem – będzie workowaty. No, chyba że zmienili rozmiarówkę…
Ja miałem okazję przekonać się o tej „jakości” z Lidla…. Ja zakupiłem tzw. bieliznę termoaktywną. Rzadko używana po 2-3 miesiącach była tak zmechacona że wyglądała wprost obrzydliwie. To samo z „bielizną termoaktywną” mojej kobiety ( z tym że w tym wypadku inny model). Synowi kiedyś kupiłem tam coś co udawało buty górskie….
Generalnie porażka. Ja również nie jestem zwolennikiem wydawania ogromnych pieniędzy na ubiór. Ale jak kupuję dobrą firmową kurtkę za 500-600zł to wiem że 4 lata w niej pochodzę i jeszcze będzie w świetnym stanie. Tak że zakup czegoś taniego to tylko pozorna oszczędność. A jakością to te rzeczy się różnią. Proponuję zakupić „górskie” obuwie z Lidla i udać się na 10 dniowy trekking po górach…. Zobaczymy jak będzie. Mam wrażenie że koleżanka nigdy nie nosiła dobrych firmowych rzeczy skoro dla koleżanki nie ma żadnej różnicy tylko metka… Prawdopodobnie koleżanka nie dostrzegał by również żadnej różnicy pomiędzy nowym np. audi a dużym fiatem 125p. W końcu to jedzie i to jedzie….
Cóż, posiadam dwie pary butów, których łączna wartosć to 3000zł (Meindl oraz Hanwag). Nauczona doświadczeniem z kilkoma markami, które szyte są u tego samego Chińczyka i naklejona są na nich różne metki/znaczki, tylko że jedna rzecz kosztuje 100zł a druga 40zł, to nie ma różnicy w jakości, za to w cenie. W przypadku Lidla – posiadam ich ostatnio wyprodukowane buty w teorii trekkingowe. Są wygodne, ale używam ich tylko na rowerze oraz podczas krótkich spacerów. Nie ufam im aż tak, by pójść w nich na trekking, bo są niskie, a ja w niskich butach po górach nie chadzam. Inwestuję w plecaki (Deuter) oraz w kurtki i buty. Ale spodnie czy koszulki termiczne mam z sieciówek, są tanie i na ich jakość narzekać nie mogę. Posiadam ciuchy z Lidla i nie mam z nimi takich problemów jak szanowny Kolega. Ale każdy ma różne doświadczenia. Pozdrawiam i życzę więcej dystansu 🙂
Najlepszy ciuch jaki kupiłem w przeciągu ostatnich 2 lat 🙂 A jestem wybredny 😀
Mniejsze rozmiary są na stoisku dziecięcym.
Zastanawiam się czy na GSB nie zabrać zestawu RC + wiatrówka + poncho (gumolit z Deca).
To by było jakieś niecałe 400 g + te 440 poncho. Co do poncha jestem zdecydowany bo zakrywa pleca, a odstając zmniejsza zapocenie. tylko na chaszcze kiepsko to widzę. Dlatego RC.
Muszę organoleptycznie sprawdzić jak w długotrwałej w zelewie i z plecakiem się w tym chodzi.
Gdzie dorwałeś niebieski kolor??? W Polsce są tylko czarne i czerwone… ;/
Dawno temu były 😉
Cześć. Chciałbym zapytać się Was o różnicę pomiędzy Rain Cutem za 34 a Rain Cutem za 59 zeta, który to dzisiaj kupiłem zachęcony komentarzami Semowa. Potrzebuję czegoś takiego na Karkonosze w maju. Co powiecie na koncepcję taką, jak mały dzeszcz to Rain Cut. Jak dochodzi zlewa to na to i plecak jeszcze poncho z deca. Wiem, że się zapocę, ale czy to zda egzamin przy wycofie do schroniska?
Ja mam pytanie, które może tu za bardzo nie pasuje ale nie wiedziałem gdzie je wstawić 😉 Konkretnie chciałem zapytać jakiej używasz kurtki zimą w Tatrach, powiedzmy okolo – 5 stopni ? Jestem na etapie szukania i po prostu ręce opadają. Pozdrawiam !
Cześć,
na skitury mam od zeszłego sezonu fajną wiatrówkę quechua helium wind (lekka i tania), ewentualnie biorę softshell bezmembranowy. Na dłuższe tury czy przy gorszej pogodzie biorę dodatkowo coś bardziej odpornego na wiatr – rain-cuta albo alphę sl arcteryxa.
Na wspinanie montano bugaboos.
Bielizna i ocieplina to osobny temat.